Następne co zarejestrował mój organizm to potworny, za przeproszeniem, smród. Myślałam, że to może prom, którym przypłynęłam.... ale nie. Bo im bardziej oddalałam się od portu tym zapach się nasilał. Wreszcie odkryłam co rozsiewało taką czarowną woń. Małe jeziorko, bulgoczące termalną wodą i wydobywającym się siarkowodorem. Tutaj gdy jest ciepło za pieniądze wdycha się te opary i tapla w mętnej cieplej wodzie. Nie wiem jak to jest możliwe bo ja mogłam zrobić tylko jedno zdjęcie i to z daleka, ryzykując "utratę śniadania":))) Musiałam uciekać, nawet szalik na twarzy nie pomagał. Odór prześladował mnie jeszcze długo po powrocie do domu.
Za torturę dla nosa zostałam nagrodzona pięknymi widokami. Czarne skały, czarny piasek i ciemne jak atrament morze. Niestety słońce znowu miałam po niewłaściwej stronie i większość zdjęć wyszła nieostra.
Tu widok na Lipari i moje ulubione miejsce, Quatrocchi tym razem z innej strony.
Wnętrze Vulcano
I sam dostojny wulkan, aktywny. Widać unoszący się z niego dym...
Na tę stronę wypływa lawa. Ostania wielka erupcja była w 1888 roku i zniszczyła dużą część wyspy w tym kopalnię obsydianu i pumeksu, oraz plantacje winorośli. Podobno Vulcano jest najniebezpieczniejszym z wulkanów bo jego wybuch może nastąpić w każdej chwili i bez sygnałów zwiastujących zagrożenie. Jest też jednym z najlepiej monitorowanych, ma swoje centrum badawcze, które dzień i noc rejestruje wszelkie zmiany i zachodzące zjawiska.
Tutaj widać wyspę z Lipari, od strony Quatrocchi
A skoro już jestem przy moim ulubionym miejscu to jeszcze pare ujęć:)))
I dla kontrastu z czarna plażą... spiaggia biancha (na Lipari). Piękne miejsce ale niestety już niedostępne. Białe plaże powstawały na skutek przenoszenia przez morze drobin pumeksu. Zakład wydobywający obsydian i pumeks został zamknięty przez UNESCO ponieważ niszczył unikatowe naturalne złoża tych minerałów. Miano utworzyć park narodowy na tym miejscu, niestety, przez trzy lata nie zrobiono absolutnie nic! Opuszczona kopalnia i zakład przetwarzający straszą i szpecą krajobraz, powodując jednocześnie zagrożenie dla środowiska i ludzi. Przyznam szczerze, że jest to jedyna rzecz na wyspie, która powoduję moją ogromna irytację. Bo widzę jak przez inercję molocha jakim jest UNESCO ginie autentyczny skarb natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz