poniedziałek, 24 marca 2014

W drodze na Lipari. Neapol. (19-22 marca 2014)

Tym razem podróż na wyspę jest bardziej urozmaicona. Bezpośrednie loty na Sycylię zaczną się dopiero w kwietniu, postanowiłam więc wykorzystać konieczność przesiadki i zatrzymać się na trzy dni w Neapolu. A jeśli już Neapol to dlaczego nie Amalfi? Zawsze chciałam je zobaczyć. A także Positano. Przejechać się tą słynną droga wijącą się i wąską, wykutą w stromych skałach, opadających pionowo w morze. Widoki zachwycające! Ale nim do nich dotrę... Neapol.
Spodziewałam się zgiełku i śmieci oraz prania na sznurkach. I się nie zawiodłam :) Gdybym miała je opisać to bym powiedziała, że to taka nasza warszawska Praga tylko dodać właśnie pranie i śmieci... wszystkiego dużo :) Zgiełk miasta chwilami osiągał poziom przyprawiający o ból głowy. Ilość śmieci szokowała ale jakoś można się było między nimi poruszać. Za to pranie na sznurkach... urocze:) I powszechne. Doszłam do wniosku, ze w Neapolu nie używają szaf, bo po co? Wszystko trzymają za oknem i jeśli trzeba zakładają świeże... miałam dodać i pachnące ale to by była przesada, w Neapolu nie pachnie. Cały czas się zastanawiałam czego mi w tym mieście brakuje, co powinno być a nie ma.... Zieleń! Tam nie ma zieleni, brak olenadrów, tak powszechnych w innych miastach, parków, drzew... nie ma. Dlatego to miasto jest smutne. Pierwszego dnia uciekłam na Mergelline. Chciałam morze zobaczyć i plaże i sporo słyszałam o tej części miasta. Rzeczywiście inny świat. cicho, spokojnie, prawie bez prania i śmieci. To dzielnica zamożnych.


Targ rybny


w nadziei na wolność...

Biedna, za chwile straci życie...

O własnie, już się stało...




Wagary :)


Padre Pio pilnuje ubrań

I przestrzega, przed nierozwaga ;)


Praca...



Amicizia

Odpoczynek









Ideał sięgnął bruku... :)


Opalanko






Neapol nie przypadł mi do gustu. Może dlatego, że w trakcie podróży zaczął mnie prześladować pech?
Po pierwszym dniu padł mi aparat. Zrobił to co w przysłowiu... ujrzał Neapol i umarł. Na śmierć. Coś w nim stuka jak potrząsnąć i obiektyw nie chce się złożyć. Hotel tez zostawiał wiele do życzenia, knajpa do której poszłam na kolację zaserwowała mi tak podłe jedzenie, ze brak słów aby to opisać. W końcu doczytałam, ze na placu przy którym stał mój hotel był kiedyś miejski szafot... no to już jasne. Duchy tych co odeszli brutalnie pozbawieni życia, nie pozwalali mi spać w nocy,  podjudzając miejscową młodzież aby do północy kopała w piłkę pod moim oknem a robotnicy remontujący magazyn pode mną nie pozwalali spać tez za dnia.
Na koniec odpracowałam jeszcze numer z błędnie odczytanym rozkładem jazdy ... rano panika, bieg na dworzec... gdzie się dowiedziałam, ze pociągów mam mnóstwo. W ten oto bolesny sposób w pamięć już chyba na zawsze mi się wryło, ze feriali to nie znaczy świąteczny a ... codzienny. O czym wiedziałam ale szczęśliwie zapomniałam.

4 komentarze:

  1. Chyba bedziesz musiala pojechac do Neapolu jeszcze raz....mnie za pierwszym i drugim razem w ogole nie podobal sie. Ostatnim razem cos pisnelo mi w duszy. Ale moze dlatego, ze nikt nie kopal pilki ani nie remontowal magazynu :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie kiedyś wrócę, może bardziej dla Amalfi niż samego Neapolu. Dziś znowu leje.... a chciałabym zobaczyć je w słońcu i z odkrytymi gajami cytrynowymi. Bo teraz wszystko zielonymi siatkami zasłonięte.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale dlaczego osloniete? slonko przeciez jeszcze nie piecze..leje? matku bosku, uciekaj na wyspe a do Amalfi przyjedz (przyplyn?) na dzienna wycieszke.

    OdpowiedzUsuń